Rimmel Stay Matte...


...czyli jak uzyskać nieskazitelną cerę za kilka(naście) złotych? :)

Na początku sprostowanie co do ceny :) Swój podkład z Rimmela kupiłam pierwszy raz w promocji w Rossmannie za ok. 14 zł (w akcji -40% na kolorówkę). Drugi natomiast znalazłam w rimmelowskiej szafie w moim lokalnym Tesco za uwaga... 10,86 zł! :) Aczkolwiek muszę przyznać, że cena regularna (coś ponad 20 zł) to także niedużo jak za tak dobry podkład!


Jestem posiadaczką dwóch odcieni - 200 SOFT BEIGE oraz 303 TRUE NUDE. Na początku zakupiłam 303, jednak stwierdziłam, że jest odrobinę za ciemny. Wtedy padło na 200, który w połączeniu z 303 daje mój kolor idealny.

Co pisze producent:


Trudno jednak się zgodzić z określeniem tego podkładu mianem "delikatnego musu" oraz produktem o "lekkiej formule". Jak dla mnie jest to gęsty, zbity mus, który przy pierwszym użyciu trochę mnie przestraszył - myślałam, że nie będzie się rozsmarowywać, że będzie się rolować itp.

Dałam mu jednak szansę i... zakochałam się. Takiego matu nie stworzył na mojej twarzy (mieszana, problemowa strefa T) jeszcze żaden podkład, z którym miałam do czynienia (a było ich kilka... naście). Po LEKKIM przypudrowaniu sypkim pudrem MySecret jest już idealnie. 

Aby pokryć całą twarz wystarczy kropla wielkości ziarna fasoli, o tyle:


Oczywiście, jeśli przesadzimy z ilością, wyjdzie nam piękna maska :) Dlatego warto dostosować odpowiednią ilość, bo przedobrzyć jest w tym przypadku bardzo łatwo. Jak widać osobiście podkład nakładam pędzlem Hakuro H54, ale słyszałam, że równie dobrze rozprowadza się go palcami (nie próbowałam).

Efektami na twarzy pochwalę się, kiedy znajdę okazję cyknięcia foty w odpowiednim oświetleniu, z którym teraz (kiedy na Śląsk przyszła zima...) jest ciężko. Mogę Was jednak zapewnić, że Stay Matte znakomicie radzi sobie z przebarwieniami potrądzikowymi (których niestety kilka mam) oraz nawet z mocnymi zaczerwienieniami. Nie zauważyłam natomiast, żeby podkreślał suche skórki, jak czytałam w niektórych recenzjach. Jedynym minusem jest to, że należy omijać okolice oczu, ponieważ MOŻE (przy zbyt grubej warstwie) podkreślić nawet mało widoczne zmarszczki, co nie wygląda zbyt dobrze.

Wstawiam jeszcze skład...


...i zdjęcie na twarzy, z pudrem i różem:



Podsumowując - polecam! :)




Essence Fast Cuticle Remover...


...czyli o szybkim sposobie na uciążliwości paznokciowe :)

Od czasu, kiedy zdjęłam żele minęło już dość dużo czasu i chciałam zadbać o stan moich skórek. Przeszukałam mnóstwo blogów, przejrzałam wizaż i padło na Essence. 

Za produkt o pojemności 8 ml płacimy 7,99 zł (cena regularna). 
Tak prezentuje się buteleczka:






Jak widzimy prezentuje się zacnie :) Dobrym rozwiązaniem jest zastosowanie aplikatora z gąbeczką (tak, jak w błyszczykach), chociaż nie wiem, czy nie lepiej sprawowałby się pędzelek. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z efektów, jakie daje. Producent zaleca nakładanie preparatu na 15 sekund, co jest wystarczającym czasem do zadziałania produktu. Ja jednak trzymam go na skórach trochę dłużej, po czym z łatwością odsuwam je silikonowym kopytkiem. Zawsze miałam problem z usuwaniem, a wręcz zdrapywaniem skórek z płytki paznokci. Dzięki produktowi Essence takie sytuacje nie mają już miejsca a manicure stał się o wiele przyjemniejszy :)

Z mojej strony każdemu mogę polecić Fast Cuticle Remover z czystym sumieniem!

Dresy z Lidla...


...czyli ludzie, o co ten hałas? :)

Od kiedy zobaczyłam w gazetce ofertę dresów z Lidla - przepadłam. Wiedziałam, że różowe spodnie muszą być moje. Aby "dorwać" odpowiedni rozmiar i kolor (albo w ogóle na jakieś się załapać!) trzeba być pod sklepem już przed otwarciem, nie ma zmiłuj. Jako, że w poniedziałek rano jechałam na uczelnię i po drodze mam Lidla, byłam tam kilkanaście minut przed 8:00. 

Jest to już któryś z kolei towar z oferty Lidla, na którym  bardzo mi zależało (poprzednio były to miętowe szorty). Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że zazdroszczę emerytkom tego poweru i siły przy przekopywaniu stert towaru w sklepie z samego rana i rzucania się jak dzikie na dresy albo adidasy. Osobiście udało mi się dorwać swój rozmiar i kolor. Niestety, z każdego rodzaju były chyba po 2 sztuki (w każdym rozmiarze), tak więc nie wchodzi w grę wizyta w Lidlu po 8:30... 

Ale do rzeczy. Znając jakość marki Esmara, miałam nadzieję na naprawdę dobrą jakość i po raz kolejny się nie zawiodłam. Za oszałamiającą kwotę 33 zł otrzymujemy świetny produkt! Materiał miękki, mięsisty, szwy solidnie wykonane, ściągacze i nogawki równej długości. Na niektórych blogach spotkałam się z zarzutami, że ubrania z Lidla to tylko dla plebsu, biedaków, że to ani ładne ani porządne i lepiej wydać na dres kilka stówek. Swoje zdanie na ten temat wyraziłam na blogu Gosi (http://goniaroniaa.blogspot.com/2014/01/dresy-z-lidla.html), która nota bene wygląda świetnie w lidlowym dresiwie :)

Poniżej wstawiam fotki autora całego zamieszania :)








I bonus...