St. Moriz vs. Lirene...


...czyli krótkie porównanie dwóch hitowych (jak dla mnie) produktów, które nadają skórze brązowy odcień.



Na pierwszy ogień idzie Mus Samoopalający firmy Lirene.




Określenie "mus" jest moim zdaniem niezbyt celne. Raczej mamy tutaj do czynienia z lekką pianką, która w kontakcie ze skórą, w bardzo szybkim tempie zmienia konsystencję na płynną. Dla niektórych może to być dość kłopotliwe, jednak przeszłam to już w czasie używania pianki z Dax Cosmetics (zachowywała się w ten sam sposób). Sama pianka jest koloru białego, dobrze się rozprowadza.

W dość krótkim czasie wysycha i nie zostawia na ciele nieprzyjemnej, lepkiej warstwy.
Opala dość intensywnie, musimy uważać na dłonie i przestrzenie między palcami.

Schodzi równomiernie, nie ma mowy o schodzeniu "płatami" - co wyczytałam w otchłaniach sieci.

Cena - 19,99 zł 
Dostępność - większość drogerii.


W przeciwległym narożniku mamy zawodnika zagranicznego - St. Moriz w wersji Dark.




Muszę przyznać, że do tego samoopalacza podchodziłam już chyba z rok. Zawsze były inne, bardziej potrzebne wydatki. W końcu jednak kliknęłam "kup teraz" i po kilku dniach produkt znalazł się w moim posiadaniu. 

Samoopalacz ma rzeczywiście formę musu i uwaga - w brązowo-zielonym kolorze! :)
Należy pamiętać, że po użyciu tego samoopalacza wyglądamy, jakbyśmy wykąpały się w Nutelli i należy go po czasie zmyć (w moim przypadku - stosuję wieczorem, rano zmywam).

Produkt rozprowadza się w miarę dobrze, jednak musimy robić to szybko, gdyż wysycha w ekspresowym tempie i mogą wyjść niepożądane wzorki. Najlepiej także nakładać go specjalną welurową rękawicą, lub rękawiczką lateksową (taka moja własna hardcore'owa wersja ;)
St. Moriz może brudzić pościel i ubranie, a także dłoń przy nakładaniu.

Brązuje rewelacyjnie, opalenizna jest trwała i intensywna. Tak, jak w przypadku Lirene, należy bardzo uważać na dłonie, bo można narobić sobie plam.

Cena - ok. 20 zł
Dostępność - Allegro.pl




Podsumowując, oba produkty to jak dla mnie - strzał w dziesiątkę. Każdy ma jednak swoje wady. Lirene - niezbyt trafioną konsystencję, a St. Moriz - zbyt szybkie wysychane, które czasem utrudnia dokładne rozprowadzenie produktu.
Oba samoopalacze nadają świetny odcień skórze. Nie mają przykrego, typowego dla samoopalaczy, smrodku ;)

Lirene poleciłabym dla początkujących "użytkowników" samoopalaczy, natomiast St. Moriz - dla bardziej wtajemniczonych.

Praca szyta na miarę - Ziaja...


...czyli o tym, jak spędzam ostatnio dni :)

Po skończeniu studiów, obronieniu magistra i zostaniu absolwentem Politechniki Śląskiej, szukałam pracy. Dość długo, od czerwca. Wysyłałam i roznosiłam multum CV, z efektem wiadomym. Dyplom ukończenia Politechniki nie gwarantuje w dzisiejszych czasach (przynajmniej w moich okolicach, na Śląsku) raczej nic. Liczy się doświadczenie, i tyle. Lub znajomości, ale to inny temat.

Jako magister zarządzania innowacjami i projektami gdzieś tam w głębi rozsądku liczyłam na pracę związaną z projektami, jednak serce chciało inaczej. Moje klimaty to moda i uroda, trochę dziennikarstwa i mediów. 

Zniechęcona milczącym telefonem, przypadkiem natrafiłam na ogłoszenie Ziaji o poszukiwaniu pracowników do ich sklepu, jakieś 10 min. drogi od mojego domu. Totalnie nie nastawiona na nic (no bo nie mam wykształcenia handlowego ani doświadczenia w sprzedaży), wysłałam CV, napisałam ładny list motywacyjny i czekałam. Następnego dnia odezwał się telefon i ku mojemu zdziwieniu - zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną następnego dnia. Rozmowa przebiegła w bardzo miłej atmosferze, byłam pewna siebie, bo firmę znam bardzo dobrze (kilka projektów na jej temat na studiach zrobiłam) i kolejnego dnia otrzymałam telefon z wiadomością "Witamy na pokładzie Ziaji".




Spotkałam się z różnymi opiniami na temat tej pracy. Począwszy od migania się od dostarczenia umowy, po jakieś skrajne przypadki wykorzystywania pracowników. Nie wiem skąd takie opinie pojawiają się w internecie.

Pracuję tam od 22 października i jak na dzień dzisiejszy jestem BARDZO zadowolona. Robię to, w czym jestem mocna i co kocham - kosmetyki. Dużo klientów wraca do mnie z podziękowaniami za odpowienie dobranie kosmetyku czy pomoc w jego wyborze. Takie małe gesty, ale poprawiają humor i sprawiają, że czuję się dobrze w roli (o matko...) SPRZEDAWCY (bo wg mojego znajomego to przecież taki "upadek" - po wyższych studiach pracować w sklepie!) :) 

Jeśli ktoś z Was będzie w pobliżu Ruda Śląska Plaza, to serdecznie zapraszam do Ziaji :)


P.S.: Ziaja ma 25 lat, mój rocznik! ;)